
To miał być początek nowego życia. Mężczyzna z Michigan przeszedł rutynowy przeszczep nerki i wracał do zdrowia, kiedy nagle – zaledwie kilka tygodni później – jego organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa. Drżenie rąk, paraliż nóg, narastające zaburzenia świadomości. Lekarze byli bezradni, rodzina przerażona, a stan pacjenta pogarszał się z godziny na godzinę. Nikt nie podejrzewał, że za jego gwałtownie postępującą chorobą stoi coś znacznie bardziej niepokojącego niż komplikacje pooperacyjne.

Mężczyzna umiera na wściekliznę po przeszczepie nerki
Po śmierci mężczyzny testy wykazały w jego organizmie obecność wścieklizny – choroby, której pacjent nie mógł zarazić się sam, bo od lat nie miał kontaktu z żadnymi zwierzętami. Wywołało to konsternację wśród lekarzy, którzy rozpoczęli żmudne śledztwo medyczne. W toku analizy dokumentacji transplantacyjnej natrafiono na pozornie nieistotny zapis dotyczący dawcy nerki z Idaho. W standardowym kwestionariuszu wspomniał, że… został zadrapany przez skunksa. To wystarczyło, by rozpocząć dogłębną analizę jego historii choroby.
Walka o kocię i tragiczne skutki
Jak ujawniła rodzina dawcy, kilka miesięcy wcześniej mężczyzna bronił małego kota przed agresywnym skunksem w swoim gospodarstwie. Gdy próbował odegnać drapieżnika, doszło do szarpaniny, a jedno z zadrapań na jego nodze krwawiło. Nikt nie przypuszczał, że kontakt ten uruchomił śmiertelny łańcuch wydarzeń. Kilka tygodni później mężczyzna zaczął zdradzać niepokojące objawy neurologiczne: sztywność karku, halucynacje, trudności z połykaniem. Trafił do szpitala po zatrzymaniu krążenia i został utrzymany przy życiu jedynie dzięki aparaturze. Po kilku dniach stwierdzono śmierć mózgową, a jego organy przeznaczono do transplantacji.
Szokujące odkrycie: trzyetapowy łańcuch zakażeń
Bezpośrednie badania tkanek potwierdziły, że dawca zmarł na wściekliznę, a wirus – najprawdopodobniej przeniesiony z nietoperza na skunksa, a ze skunksa na człowieka – nadal był obecny w jego nerce. W ten sposób choroba trafiła do biorcy. Jeszcze większym niepokojem napawał fakt, że troje pacjentów otrzymało od tego samego dawcy przeszczepy rogówek. W ich przypadku natychmiast usunięto tkanki i podano profilaktykę, dzięki czemu uniknęli zakażenia.
Przeczytaj też: Paracetamol pod lupą: NHS ostrzega kto powinien zachować szczególną ostrożność
Eksperci uspokajają, ale przypadek pozostaje wstrząsający
Lekarze podkreślają, że podobne zdarzenia to absolutna rzadkość – od 1978 roku odnotowano zaledwie cztery przypadki przeniesienia wścieklizny przez transplantację – pisze The Guardian. Jednak ta historia pokazuje, jak nieprzewidywalne potrafią być skutki nawet najmniejszej interakcji ze zwierzęciem – oraz jak trudne bywa wykrycie zagrożenia, gdy każdy szczegół ma znaczenie.
