
Kryzys kosztów życia w Wielkiej Brytanii nie zwalnia tempa. Ceny rosną, ale rosną też pensje – i choć mogłoby się wydawać, że to dobra wiadomość, najnowsze dane pokazują bardziej skomplikowany obraz. Według raportu MoneySuperMarket Household Money Index (HMI), różnice między miastami są ogromne, a kod pocztowy coraz częściej decyduje o tym, jak daleko „sięga” domowy budżet. Wbrew pozorom to nie Londyn jest miejscem, gdzie mieszkańcy mają najtrudniej. Choć stolica bije rekordy pod względem wysokości rachunków, to wcale nie tam pieniądze kończą się najszybciej. Oto gdzie są najwyższe koszty życia w UK.

Brighton – urok nad morzem, stres przy kasie
To właśnie Brighton, znane z kolorowego nabrzeża i artystycznej atmosfery, okazuje się najbardziej „wyciskającym” portfele miastem w Wielkiej Brytanii. Mieszkańcy tego nadmorskiego kurortu przeznaczają aż 72% swoich dochodów na podstawowe wydatki, takie jak czynsz, rachunki czy jedzenie. Dla porównania – londyńczycy wydają na nie ok. 66% zarobków. Oznacza to, że mimo niższych cen nominalnych, realna siła nabywcza mieszkańców Brighton jest znacznie niższa.
Podobny trend widać w Norwich i Bristolu, gdzie mieszkańcy również zmagają się z rosnącymi kosztami, a pensje nie nadążają za inflacją. W efekcie, choć te miasta nie mają londyńskich stawek wynajmu, ich mieszkańcy czują finansowy ucisk równie mocno – jeśli nie mocniej.
Przeczytaj też: Brytyjska firma energetyczna ogłosiła upadłość. Tysiące gospodarstw domowych bez dostawcy prądu i gazu
Dalszy ciąg artykułu poniżej
Londyn – drogo, ale (jeszcze) da się żyć
Nie ma wątpliwości: Londyn to stolica wysokich rachunków. Średnie miesięczne wydatki na podstawowe potrzeby przekraczają tu 2 000 funtów, czyli o 13% więcej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Jednak dzięki wyższym pensjom londyńczycy wciąż mają pewną „poduszkę bezpieczeństwa”. Po opłaceniu rachunków pozostaje im średnio 1 057 funtów miesięcznie – kwota zbliżona do tej, jaką dysponują mieszkańcy Manchesteru.
Ale i ten margines jest coraz cieńszy. Wzrost kosztów energii, paliwa czy opieki nad dziećmi sprawia, że nawet wyższe dochody nie dają pełnego komfortu. Londyńczycy żyją więc na kosztownej bieżni – zarabiają więcej, wydają więcej i ciągle gonią za równowagą finansową.
Gdzie żyje się taniej? Belfaście odetchniesz pełniej
Na drugim biegunie znajduje się Belfast, gdzie mieszkańcy przeznaczają na niezbędne wydatki jedynie 58% swoich dochodów – najmniej w całym Zjednoczonym Królestwie. Stosunkowo korzystnie wypadają też Edynburg, Glasgow i Plymouth, gdzie wskaźnik ten utrzymuje się w granicach 60–62%. Różnice te pokazują, że kryzys kosztów życia ma wyraźnie regionalny charakter. Niektóre miasta potrafią lepiej zrównoważyć wzrost kosztów dzięki stabilniejszym cenom nieruchomości i niższym opłatom komunalnym.
Rosnące dochody, rosnące rachunki – kto wygrywa ten wyścig?
Średnie wydatki brytyjskiego gospodarstwa domowego na podstawowe potrzeby wynoszą dziś 1 658 funtów miesięcznie, co oznacza wzrost o 8% w porównaniu z ubiegłym rokiem. Jednocześnie dochody brutto wzrosły aż o 27%. W teorii daje to nieco więcej oddechu – udział rachunków w dochodach spadł z 69% do 65% – podaje metro.co.uk. To pozwoliło wielu rodzinom na zwiększenie spłat kredytów, oszczędności emerytalnych i spłaty zadłużenia. Jednak nawet przy tych pozytywnych trendach większość Brytyjczyków wciąż czuje, że balansuje na granicy możliwości.
