
Wyobraź sobie, że stajesz przed rzędem walizek w domu aukcyjnym. Żadnej nie możesz otworzyć, nie wiesz, kto je zgubił ani dokąd pierwotnie miały polecieć. Wszystko, co widzisz, to kolor obudowy, kółka i może ciężar, gdy spróbujesz ją unieść. W tej niepewności tkwi cała magia – to licytacje zaginionego bagażu. Jeszcze kilka lat temu takie walizki najczęściej kończyły na wysypiskach. Dziś stają się przedmiotem gorących licytacji, a na TikToku czy YouTubie filmy z ich rozpakowywania biją rekordy popularności. Internauci z wypiekami na twarzy oglądają, jak ktoś zanurza się w cudze życie, odkrywając zawartość porzuconych toreb i walizek.

Licytacje zaginionego bagażu
Zjawisko to bywalcy aukcji nazywają „suitcase gambling”, czyli hazardem walizkowym. Nie chodzi tylko o możliwość znalezienia designerskich ubrań czy gadżetów elektronicznych, ale o samą adrenalinę – o moment, w którym rozsuwa się zamek i przez chwilę można podejrzeć czyjąś historię. W londyńskim domu aukcyjnym Greasby’s walizki przyjeżdżają prosto z lotnisk, a cena wywoławcza to zwykle 40–50 funtów. Bywalcy twierdzą, że to gra niskiego ryzyka: nawet jeśli w środku znajdzie się tylko kilka T-shirtów, zawsze zostaje sama walizka, często w świetnym stanie.
Od Gucci do kiczowatych pamiątek
Historie są przeróżne. Jeden z licytantów kupił walizkę za 60 funtów i znalazł w niej siedem par eleganckich butów – w tym markowe klapki Gucci – które sprzedał na eBayu z zyskiem. Inna uczestniczka wydała 20 funtów i trafiła na torbę Louis Vuitton, kilka par designerskich szpilek oraz markowe ubrania. Są też mniej spektakularne odkrycia: od piłkarskich koszulek i przypadkowych pamiątek po… suszone kurze łapy, protezy czy dziwaczne gadżety erotyczne. W Stanach Zjednoczonych fenomen przerodził się w cały biznes. Firma Unclaimed Baggage działa od lat 70. i skupuje bagaże od linii lotniczych, sprzedając je w ogromnym sklepie przypominającym centrum outletowe. Tam wśród codziennych ubrań i słuchawek zdarzają się prawdziwe skarby: egipskie artefakty, listy Eleanor Roosevelt, a nawet gigantyczny szmaragd.
Przeczytaj też: Dzieła sztuki zrabowane przez nazistów 80 lat temu zauważone w reklamie
Dalszy ciąg artykułu poniżej
Dlaczego w ogóle gubimy bagaże?
Choć statystyki pokazują, że ponad 90% zagubionych walizek wraca do właścicieli, globalnie każdego roku miliony sztuk bagażu lądują nie tam, gdzie trzeba. Najczęściej winne są przesiadki, błędy przy etykietowaniu albo po prostu chaos na lotniskach. Po pandemii, gdy brakowało doświadczonej obsługi, problem gwałtownie się nasilił – w 2022 roku zagubiono ponad 26 milionów sztuk bagażu – pisze The Guardian. Dziś linie lotnicze wprowadzają systemy automatycznego śledzenia, a pasażerowie sami zaczynają wkładać do walizek lokalizatory, takie jak AirTagi. Bo – jak mówią eksperci – jeśli można śledzić pizzę z aplikacji, to tym bardziej własną walizkę.
Przeczytaj też: Dlaczego nie powinieneś oznaczać walizki kolorową wstążką?
Ciekawość silniejsza niż dyskomfort
Kupowanie cudzych walizek wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony – fascynacja tajemnicą i potencjalnym zyskiem. Z drugiej – lekkie poczucie winy, gdy przegląda się czyjeś osobiste rzeczy: zdjęcia, ubrania, notatki. Wielu kupujących deklaruje, że najlepsze znaleziska sprzedają, a resztę oddają na cele charytatywne, traktując to jako drugie życie przedmiotów, które i tak skończyłyby na śmietniku. Jedno jest pewne – zjawisko nabiera tempa. Media społecznościowe nakręcają spiralę ciekawości, a każde kolejne wideo z „unboxingu” walizki przypomina, że w czasach globalnych podróży i masowej turystyki historia jednego bagażu może stać się przygodą dla zupełnie obcej osoby.